Kilka miesięcy temu na moim podwórku pojawiło się auto, które poprzedni właściciel zamierzał wyremontować. Mowa o Suzuki SJ 413 z 1987 roku. Auto w rzadko spotykanej wersji Long z najwyższym hardtopem w wersji Safari.

Wykonany przegląd potrzeb auta wykazał konieczność zakupu samych części i materiałów za około 10 tys zł, o setkach godzin pracy nie wspominając… W związku z powyższym stałem się nowym właścicielem auta, przede mną stał dylemat: robić czy złomować?
Na pierwszy rzut oka nie wyglądało źle…..



Suzuki SJ 413 LWB jest dłuższy od standardowego SJ/Samuraia o 63 cm. Długość auta to imponujące 401 cm, wysokość 183 cm a szerokość to 146 cm 🙂
Stosunkowo duży rozstaw osi wynoszący 234 cm skutkuje dość komfortowym wybieraniem nierówności, pomaga w tym nieco wyższa masa własna 940 kg.
Silnik standardowy Suzuki G13A o pojemności 1324 cm3 i mocy 64 Km osiąganej przy 6000 obr/min. Moment obrotowy 100 Nm osiągany przy 3500 obr/min. Auto posiadało instalację LPG, niestety atest butli “wyszedł” 😉 Skrzynia biegów manualna, 5-cio biegowa, napęd 4×2 (sam tył) 4x4H szosowe (bez centralnego dyferencjału) i 4x4L – terenowe.
Około miesiąca wahałem się, po zdjęciu nadkoli mina zrzedła 🙂




Tylne drzwi nie dały się otworzyć, było to zrozumiałe 😉

Podłoga bagażnika a właściwie jej połowa była w opłakanym stanie….



Progi praktycznie nie istniały, podobnie podłoga pod nogami pasażera i kierowcy…. Resory leżały, gum resorów brak, amortyzatory wyplute… Z dobrych nowin: rama w idealnym stanie i to w sumie przekonało mnie do podjęcia nieco irracjonalnej decyzji o remoncie auta… 🙂 Lubię wyzwania, szczególnie gdy dotyczą tak rzadkich aut.
Zaczęła się rozbiórka i remont, ale to już w kolejnych wpisach 🙂
Pozdrawiam warsztatowo.
Seba 4×4