Rajd Samochodów Terenowych KAŁUŻEWO, rektrospekcja…. 17.10.1998 r.


Jako że kupiłem ponownie Gazika, to powróciły wspomnienia z dawnych lat, kiedy to miałem przyjemność startować w zacnych imprezach swoją sztabówką z 1958 roku (kolejna była jeszcze starsza). Opisałem na stronie swoją pierwszą imprezę (Chojnice), teraz czas na imprezę z 1998 r., tj. Kałużewo (impreza zlokalizowana była na dawnym poligonie w Jasieniu). Wiedzę o imprezie pozyskałem na którejś z imprez w Rytlu bądź Czersku, mimo znacznej odległości (niespełna 200 km) zapadła decyzja o uczestnictwie. Gazik posiadał już “nowe” opony, tzn. z przodu jakieś poniemieckie (NRD) terenowe balonówki 7,50×16, z tyłu poczciwe śniegowo-błotne JA 192 w rozmiarze 8,40×15….. O dziwo współgrały z sobą znakomicie, agresywności przednich kół dodałem poprzez nacięcie “kątówką” odpowiednich lameli….. 😉 Arek (szwagier) został namówiony, zbiornik gazu i benzyny zalany i wczesnym rankiem w dżdżysta sobotę ruszyliśmy na Gdańsk. Podróż minęła spokojnie, na miejscu spotkania pojawiło się wiele mniej lub bardziej przerobionych UAZ’ów, GAZ’ów w towarzystwie młodszych aut japońskich i amerykańskich. Muzyka przygrywała, znajomi się pojawiali, rozmowy, podglądanie konkurencji i ciekawość połączona z obawą przed nieznanym. Dokonaliśmy zapisów i udaliśmy się na zdobywanie kilku odcinków usytuowanych na terenie poligonu. Pierwszy, zlokalizowany w pobliżu “bazy” był dość łatwy, wystarczyło zjechać kilka metrów w dół po stromej skarpie, nie utpoić się na podmokłej łące i po kilkuset metrach nawrotów wrócić na metę. Udało nam się znakomicie, choć już kilka chwil później zaczęły się pierwsze problemy, jednak dotyczyły one głównie auta na szosowych oponach. Pokrzepieni udanym przejazdem udaliśmy się na kolejny odcinek, który zlokalizowany był na piaszczystej plaży i przebiegał również przez fragment stawu (jeziorka?), krótka kręta trasa dała się w znaki ramionom, auto bez wspomagania wymagało ciągłego manewrowania kierownicą, przejazd przez wodę odbył się bez problemów, cieszyło to ze względu na jej niska temperaturę 😉 Kolejna próba zlokalizowana była na bardzo dziurawej i błotnej drodze, niby prosto: jakieś kilkaset metrów (może kilometr) do przodu, ale…….. Właśnie, ale…. odcinek wydawał sie tam prosty i łatwy, że zawiodła nas czujność. Zasuwaliśmy na potęgę ( o ile można tak mówić o 70 KM w Gaziku…. 😉 )dzielnie pokonując kolejne błota i dziur, aż tu nagle…. silnik zgasł…. Co teraz…. Rzut oka pod maskę, sprawdzenie kabli zapłonowych, kabli od instalacji LPG i nic…. Zostaliśmy odholowani i po kilku minutach odpaliliśmy auto, przyczyna była prozaiczna – błoto zakleiło totalnie filtr powietrza i dodatkowo dostało się do aparatu zapłonowego…. Przyczyną był zbyt agresywny wjazd do bardzo głębokiej kałuży, ot frycowe trzeba płacić….  Szliśmy na czas w okolicach dwóch minut a taryfa wynosiła aż 6 minut….. Ale nic to, czas na kolejne odcinki skoro auto ożyło, co prawda straciliśmy w międzyczasie śliczny tłumik rodem z C 385, ale na “pace” też dobrze wyglądał 😉 Kolejna próba to długi odcinek na stosunkowo równym terenie z kilkoma nawrotami i bagnistymi fragmentami, i tu pokonal;iśmy trasę bezstresowo, duma nas roznosiła 😉 Pozostały jeszcze dwa odcinki, jeden kręty i dziurawy z wszechobecnym błotem, dodatkowym utrudnieniem były rosnące blisko trasy przejazdu drzewa i krzaki, najpierw wyciągnęliśmy jakąś Suzukę i ruszyliśmy na trasę, majestatycznie lecz godnie pokonaliśmy i ten odcinek, poczciwy Gazik był nie do zatrzymania (prawie… 😉 ). Ostatnim odcinkiem był zróżnicowany i malowniczy przejazd zaczynający się od długiego, stromego zjazdu do podmokłego “zagajnika”, z którego trzeba było wyjechać przez wielką gliniastą kałużę i skręcić ostro w lewo (cały czas pod górę), następnie na trasie zlokalizowano kilka dołów (transzei) i inne temu podobne drobiazgi…. Przed startem musieliśmy zjechać w dół, wyciągnąć zawieszonego UAZ’a, wycofać pod górę i start! O dziwo po raz kolejny udało się zaliczyć całą trasę, nawet uzyskaliśmy aplauz zgromadzonej licznie publiczności. Po zaliczeniu tej próby udaliśmy się do bazy rajdu i w oczekiwaniu na ogłoszenie wyników prowizorycznie zamocowaliśmy tłumik o “odkopaliśmy” światła 😉 Po ogłoszeniu wyników okazało się, że taryfa na drugim odcinku zepchnęła nas z 3/4 miejsca na bodajże 10-11, co i tak było sporym sukcesem. Okazało się, że taryfy dotknęły więcej aut. Po zakończeniu rozmów ruszyliśmy w długą drogę (po drodze dwa razy mocowaliśmy wypadający tłumik) do domu planując w myślach kolejny wyjazd.

Podsumowując: zacna impreza, fajne (niezbyt łatwe) odcinki, super atmosfera, zacne towarzystwo, szkoda, że rok później impreza odbyła sie po raz ostatni…. Ale o tym w innym materiale…. 😉

Zapraszam do obejrzenia filmików (dzięki Woody), zacne osoby, krwiste komentarze. Fajnie powspominać 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *