III Chojnicki Zlot Samochodów Terenowych 8-9.08.1997r.


Napisałem w innym wpisie o tym, że moim pierwszym zlotem była impreza organizowana w Chojnicach przez Irka (wiecie, który to Irek 😉 ). Ogłoszenie o imprezie znalazłem bodajże w Autogiełdzie, ciekawość zwyciężyła, wykonałem telefon, porozmawiałem z organizatorem i decyzja zapadła….. Jadę 😉 Jako że żona nie wyrażała chęci, to na pilota “powołałem” Darka (dzięki Gruby), który nie zawahał się jechać ze mną w nieznane 😉 W sumie miał rację, osiągnięcie zawrotnych prędkości GAZ’em 69 z 1957 roku z dolnozaworowym silnikiem było trudne, bardziej martwiliśmy się o to, czy pokonamy górki, błota i “inne takie”…. Ale cóż, jak mawia klasyk: “Zgadniesz jak nie wiesz?”. Spakowaliśmy brykę, wrzuciliśmy namiot, trochę kluczy, dużo zapału i wiary w radziecką technologię ruszyliśmy w trasę. 65 km do Chojnic minęło szybko, znaleźliśmy plas, na którym zbierali się uczestnicy i w oczekiwaniu na resztę poszliśmy podglądać konkurencję. Na samym wjeździe rzucał się w oczy niepokonany wówczas Merlis Stanisława i stojący za nim Gazik Irka. Wyglądały tak profesjonalnie: 6-cio cylindrowe silniki, klatki, pasy wielopunktowe, kubły, baaaa – wspomaganie miały 😉 O porządnych oponach nie wspomnę 😉 Na placu zawitały najróżniejsze auta, zmota na bazie Robura Czarka, G-klasse na niemieckich blachach, Miśki, poczciwe Patrole i mnóstwo gazików, uazów, suzuk wszelkiej maści itp. Część aut była prawie fabryczna, z drugiej strony były też i zmoty. Zrozumieliśmy, które miejsce w szeregu nam przysługuje…. Ale nic, odebraliśmy itenery, naklejki, ruszyliśmy na paradę i po jej zakończeniu ruszyliśmy w trasę… Trasa z Chojnic na Psią Górę wiodła przez lasy, tu przydała się moja harcerska i leśna przeszłość i praktyka… Darliśmy bezbłędnie do przodu i nie oglądając się na konkurencję bez problemów nawigacyjnych i terenowych dotarliśmy na Psią Górę. Dzięki szybkiemu dotarciu mogliśmy zająć korzystną pozycję startową do odcinka usytuowanego na i obok Psiej Góry. Mieliśmy sporo czasu na zapoznanie się z trasą i mówiąc szczerze z dużą niepewnością patrzyłem na długi piaszczysty (i stromy) podjazd, którym mieliśmy wdrapać sie pod górkę. W myślach przeliczałem stosunek mocy do masy i za nic nie chciał wyjść mi pozytywnie nastrajający wynik…. 😉 Ale co tam, strach ma wielkie oczy, skoro tu dotarliśmy, to jedziemy. Pierwsze przejazdy Merlisa, G-klasy, Vitary zrobiły na nas wrażenie, a jak szybko pojawiali się na mecie…. Szok 😉 Adrenalina rosła, czas startu zbliżał się nieubłaganie… Irek ruchem ręki wskazał linię startową, potem odliczanie i komenda start. Ruszyliśmy z kopa z dwójki, przejazd przez wykopany w sypkim piasku dół, zjazd z stromej góry, kilka zakrętów, krótki pobyt na podmokłym brzegu jeziora, znowu dziura i dłuuuugi podjazd. O dziwo udało się, Gazik szedł jak kuna (tak nam się wydawało…. 😉 ), nagrania pokazują trochę inną rzeczywistość, to niewiarygodne jak nagrania kłamią…. Niby jechaliśmy majestatycznie, troszkę podskoczyliśmy w dziurze itp., a tym czasem w wnętrzu było tyle emocji, adrenaliny…. Biegi zmieniałem jak w WRC, silnik kręcił jakieś 8 tys. obr., przeciążenia na zakrętach wyrzucały z foteli, pilot nadawał w tempie karabinu maszynowego….. No dobra, porównanie odczuć zza kierownicy z nagraniem jest ewidentnym dowodem na teorię względności czasu 😉

Po zjechaniu z odcinka był czas na wybranie miejsca do spania, odstawienie auta i oglądanie przebiegu konkurencji, a było co oglądać. Ryk maszyn, pękające resory, dym spod masek, uporczywe próby podjazdu prze Czarka w zmocie, oj fajnie było. Czas biegł szybko i przyjemnie, poznało się pierwszych “wariatów”, otrzymało się zaproszenie na kolejną imprezę. No i stało się, ani przez chwilę nie wątpiłem, że wrócę na kolejne imprezy, po prostu wpadłem jak śliwka w kompot. Do tego okazało się, że mimo wieku auta i wątłej mocy uplasowaliśmy się w środku stawki, było to dla nas wielkim i przyjemnym zaskoczeniem. Wróciliśmy do domu na kołach, w jednym kawałku (mowa o aucie) i bardzo zadowoleni. Tak więc to tu zaczęło się moje “wariactwo”, które trwa do dziś i przyniosło mi wieeele wspaniałych chwil oraz pozwoliło poznać wiele wspaniałych osób. Tyle gadania, zapraszam do obejrzenia relacji rodem z TVG, mogę się pochwalić, że zostaliśmy uwiecznieni między 7’45  a 7’57 minutą.

Pozdrawiam terenowo.

Seba 4×4

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *