Mercedes Truck Rally, Wrocław 1999


Rajd Mercedes Truck Rally był kontynuacją historycznego Jelcz Rally, który organizowany był w latach 1986-1996 pod patronatem Jelczańskich Zakładów Samochodowych. Dawne edycje tego widowiskowego przedsięwzięcia przebiegały po trudnych terenach Dolnego Śląska, a także Kotliny Kłodzkiej. W roku 1999 z powodu zmian własnościowych gruntów, gdzie przebiegały trasy rajdów, organizatorzy przenieśli imprezę na tor zamknięty. Trafił on na poligon wojskowy w Cieninie k/Wrocławia., gdzie rajd odbywał się przez kilka edycji.

Na jesiennej edycji Biskupic, gdzie żywota dokonał silnik BMW w Jumbo, namówieni przez Marka postanowiliśmy zaatakować rajd w Jeepie Cherokee 4,0 wraz z Mariuszem (Małym). Adaptacja pojazdu polegała na założeniu na felgi Jeepa moich ślicznych opon MT w słusznym wówczas rozmiarze 31″, włożeniu ich do bagażnika i udaniu się do Wrocławia…… Po przybyciu na miejsce zakwaterowaliśmy się w jednostce wojskowej i udaliśmy się na próbny przejazd w celu zapoznania się z trasą, było nieźle….. Pętla miała około 15,5 km i miała być powtarzana w sobotę oraz niedzielę. Na przejeździe próbnym zdziwiliśmy sie sprawnością Jeepa i obcieraniem kół o nadkola….. Szybkie poszukiwania spawacza na mieście, wspawanie metalowych dystansów pod odboje i byliśmy przygotowani do startu….. 😉 W bazie rajdu obserwowaliśmy przygotowania naszych przyjaciół (Siara, Zając, Tadziu, Marcin), każdy pytał nas, gdzie mamy serwisówkę…..My na to, że przełożyliśmy koła i git…. Bylismy świadkami rozbierania silnika z Uaza w celu zreanimowania go przed rajdem (nawiasem mówiąc udało się…). Wojtki zaimponowali nam serwisówką z podnośnikiem, spawarką i tysiącem innych gadżetów, Czesi dłubali przy Uazie, inni dociągali śruby, poprawiali zapisy w road booku. Po odprawie okazało się, że nie mamy pałąka i dopuszczona nas do startu jako tzw. “zerówkę”, mieliśmy mieć liczone czasy ale nie być sklasyfikowanymi w rajdzie…. Trudno, i tak przyjechaliśmy dla frajdy, nie walczyć o czasy. Tak więc mieliśmy czas na oglądanie Garbusa Max’a Forin z silnikiem bodajże Porsche i tytanowymi wahaczami, obok skromnie prezentował się Merlis Stanisława, Toyka Wojtków, G-klasse Marka, Plastik Deresia, Toyka Macieja, Puch Jurka czy Jeep Darka. W porównaniu z Krazem trzech Króli było to jakieś takie nijakie…… 😉 Poranek następnego dnia, tankowanie obu zbiorników i meldowanie się na starcie. Huczna odprawa, nakaz ustawienia sie na trasie i poszli….. Zaczeło sie od tarki po glinie, potem kilka dłuuugich nawrotów i jazda po prawdziwej czołgówce upstrzonej rozległymi błotami i głębokimi dołami. Po przejechaniu tej części (najwęższa bramka miał 25 m szerokości…) wjazd w leśny fragment z żwirowym podjazdem, nawrotem i przekosami. Wszystko ładnie brzmi, ale trochę nas poniosło i po którejś hopie wylądowaliśmy po jakiś 20 metrach tyłem do kierunku jady, podskok i znowu jechaliśmy zgodnie z założeniami….. Zadowoleni cięliśmy dalej do momentu gdy przy nawrocie w lesie okazało się, że nie mamy hamulców… Decyzja krótka, dojeżdżamy do strefy, naprawiamy i dalej, tym bardziej, że Mały całą drogę marudził o słabym przewodzie przy tylnym lewym cylinderku…. Prawo Murphiego zadziałało i ten element uległ awarii… Zjazd do strefy, wymiana przewodu (w tym zarabianie go gwoździem) i start do dalszej walki 😉 Po połowie pętli okazało się, że nasza automatyczna skrzynia biegów zaczęła jakoś takoś dziwnie wybierać….. Dojechaliśmy znowu do strefy i okazało się, że nasze twarde lądowanie rozszczelniło przewód olejowy prowadzący z skrzyni biegów do chłodnicy….. Do tego “lekko” rozszczelniła się miska olejowa….. Trzeba było przyznać się do porażki 😉 Kolejne 3 godziny poszukiwaliśmy w Wrocławiu kilka litrów oleju ATF, po jego znalezieniu uzupełniliśmy stan i uszczelniliśmy przewody do chłodnicy. Dodatkowo nabyliśmy 10 l oleju do silnika i mogliśmy obserwować dalsze zmagania na trasie a nawet dowozić wodę do grzejącego się Merca Marka…. Było co oglądać, błoto na chłodnicach, gotujące się auta, palące się sprzęgło (całostalowe) w Garbusie, rozszczelnione mosty w Krazie, szwankujący Uaz Czechów…. Podziwialiśmy motocyklistów walczących na stojąco z nierównościami trasy…. Mnóstwo znajomych, fantastyczny skok Siary skutkujący wygięciem mostów (i ponoć ramy) w Patrolu…. Super impreza, super zawodnicy. Należy docenić Tadzia z Brus w Gaziku z silnikiem S 21, który jechał, jechał i jechał…… Aż do mety, jedyny postój na trasie mieli “za potrzebą”……

Powrót do domu mieliśmy szybki, okazało się, że im szybciej jechaliśmy, tym mniej nam oleju wyciekało….Ot taka ciekawostka…. 😉

Było co wspominać, było nam miło, że nasz Jeep naprawdę dawał radę, gdyby nie ułańska fantazja dojechalibyśmy do mety…. Jedna wspaniałych wspomnień nie zastąpi nic 😉

Zapraszam na krótki film.

Pozdrawiam terenowo.

Seba 4×4

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *